Naukowiec Alec Falkenham z Uniwersytetu Halifax pracuje właśnie nad kremem, o którym mówi że pomoże w usuwaniu tatuaży.

Utrzymuje on, że proces usuwania tatuaży z pomocą owego kremu nie powoduje żadnych zapaleń - a wręcz im przeciwdziała.
Aktualnie dostępny proces usuwania tatuażu wymaga wielokrotnych sesji laserem, a każda z nich sporo kosztuje - od ponad 200, aż do tysięcy złotych jednorazowo.

Krem Falkenhama wyszukuje makrofagi wypełnione tuszem. Wprowadza on nowe makrofagi, które "zjadają" te wypełnione tuszem, a następnie migrują do węzłów chłonnych.
Makrofagi to białe krwinki, które pożerają odpady komórkowe - jak tusz z tatuażu. Krem ten się jedynie nakłada na skórę - nie wstrzykuje się ani nie powoduje on zapalenia. Doprowadziło to do pytania jak bardzo efektywne jest korzystanie z kremu, w porównaniu do aktualnie możliwych opcji laserowych.
Falkenham współpracuje ze swoją uczelnią w celu opatentowania swojej technologii i właśnie otrzymał dofinansowanie, które pozwoli mu dalej rozwijać swoje badania.

Formuła kremu dalej jest w fazie testów i rozwoju. Do tej pory był on testowany na wytatuowanych świńskich uszach.
Nie wiadomo wciąż jak wiele aplikacji kremu będzie potrzebnych, by całkowicie usunąć tatuaż.
Aplikacja kremu na tatuaż o powierzchni wielkości 10cm x 10cm kosztować będzie około 4,5$ - o niebo mniej niż obecnie dostępne rozwiązania. Podobno najlepiej działać będzie na tatuaże mające więcej niż 2 lata - no i nie prowadzi do powstania ran i w następstwie blizn.
Falkenham nie jest pewien kiedy krem wejdzie do sprzedaży.
Sądzimy jednak, że na liście oczekujących znajdzie się sporo chętnych.

