Kocie bomby - chyba jeden z najgłupszych pomysłów średniowiecza

12
Historia wojen jest usłana naprawdę dziwnymi pomysłami, w tym z udziałem zwierząt domowych - i nie tylko. Przykładem może być chociażby pomysł bombardowania wrogich obozów w czasie II wojny światowej... nietoperzowymi bombami. Wygląda na to, że na takie genialne pomysły wpadano już w średniowieczu.

Wyobrażacie sobie wyposażyć kota w śmiercionośną broń przymocowaną do jego grzbietu i modlić się, żeby posłusznie wszedł na terytorium wroga? Czy może być coś gorszego?



Cóż, dokładnie taką taktykę zaproponował autor XV-wiecznego niemieckiego manuskryptu "Das Feuerwerkbuch" (w manuskrypcie tym pojawił się jeden z pierwszych opisów użycia kartaczy). Autor optymistycznie założył, że kot będzie w stanie siedzieć cierpliwie przez wystarczająco długo, by móc przymocować mu do grzbietu "płonącą torbę". Tę taktykę szczegółowo opisał Franz Helm w 1540 roku:

Jeśli chcesz dostać się do miasta lub do zamku, postaraj się o kota, który pochodzi z tego miejsca. Przywiąż do jego grzbietu worek, zapal go, poczekaj, aż dobrze się zapali, a następnie uwolnij kota, by mógł wbiec do zamku lub miasta, a ze strachu skryć się w stodole, sianie czy słomie, która się zapali.



Jak widać na ilustracji pochodącej z "Das Feuerwerkbuch", możliwe były też ptasie bomby, choć ciężko stwierdzić, czy ktokolwiek próbował tej raczej dość zaskakującej metody walki. Obstawiamy, że częściej kończyło się na osmolonym, przestraszonym i wściekłym kocie, niż na wielkim pożarze, wybuchu i zdobyciu zamku.
0.049339056015015