
Kobieta twierdziła, że chociaż podejrzane wydawało jej się, że szczeniak każdego dnia zjada pudło świeżych owoców i 2 miski makaronu, rośnie zaskakująco szybko i do tego w pewnym momencie zaczął wspinać się na drzewo (czego psy raczej nie robią), dopiero po dłuższym czasie (a konkretnie po dwóch (!!!) latach) razem z rodziną zdecydowała się na wezwanie służb weterynaryjnych. Kiedy opiekunowie dzikich zwierząt przyjechali do domu Sun Yun, przywitał ich... ważący ponad 100 kg niedźwiedź.

Okazało się, że mastif tybetański to w rzeczywistości niedźwiedź himalajski, gatunek zagrożony wyginięciem. Służby uznały, że rodzina nie miała pojęcia, iż wychowuje niedźwiedzia, a kiedy zorientowała się, jak wygląda sytuacja, od razu wezwała pomoc, w związku z czym kara nie będzie surowa.