
Według ustaleń BBC, ptak prawdopodobnie uciekł z niewoli i od listopada żył na wolności. Mimo że nie pochodzi z Wielkiej Brytanii, doskonale odnalazł się w lokalnym środowisku. Mieszkańcy dokarmiali go, dzięki czemu pozostawał w świetnej formie fizycznej. Jednak z czasem jego zachowanie zaczęło sprawiać poważne problemy. Atakował nie tylko spacerowiczów, ale i pracowników poczty.
W sumie myszołowiec miał zaatakować około 50 osób. Wśród poszkodowanych był m.in. 75-letni Jim Hewitt. – Poszedłem po gazetę i mleko, a wróciłem z zakrwawioną głową – relacjonował. Na wieść o schwytaniu ptaka nie krył ulgi. – Cieszę się, że nie będziemy już atakowani – żartował.
Zwierzę udało się złapać w czwartek. Dokonał tego mieszkaniec wsi, Steve Harris. – Gonił mnie po wiosce, kiedy poszedłem pobiegać. Potem usiadł na dachu mojej szopy. Sokolnik zostawił mi klatkę. Kiedy ptak podszedł na metr, rzuciłem ją na niego – opowiadał Harris.
Sokolnik Alan Greenhalgh wyjaśnił, że agresywne zachowanie drapieżnika wynikało z burzy hormonów towarzyszącej sezonowi lęgowemu. – Nie chciał, żeby go dotykać. Funkcjonował jak dziki ptak, mimo że wcześniej żył w niewoli – powiedział.
Myszołowiec został już przetransportowany w bezpieczne miejsce, gdzie znajdzie nowy dom i odpowiednią opiekę. Mieszkańcy Flamstead odetchnęli z ulgą.