
Rzecznik armii, pułkownik Dave Butler, przekazał portalowi The Hill, że wojsko cieszy się na myśl o uczczeniu tej rocznicy z całym narodem. Naszym celem jest, by Amerykanie byli dumni ze swojej armii i swojego kraju. Na razie za wcześnie, by potwierdzić, czy parada się odbędzie, ale współpracujemy z Białym Domem i innymi instytucjami, by uczynić z tego wydarzenie ogólnonarodowe – powiedział.
Jako pierwsza o przygotowaniach do defilady poinformowała Washington City Paper. Później informację potwierdził wysoki urzędnik administracji Trumpa w rozmowie z NewsNation, a także serwis Politico, który uzyskał komentarze od burmistrz Waszyngtonu Muriel Bowser oraz szefa rady powiatu Arlington, Takisa Karantonisa. Oboje przyznali, że brali udział w wstępnych rozmowach. Bowser zaznaczyła jednak, że niekoniecznie będzie to defilada wojskowa – choć, gdy dziennikarz zasugerował start parady spod Pentagonu, odparła: W takim razie rzeczywiście brzmi jak wojskowa.
Jednocześnie Biały Dom poinformował w poniedziałek, że na razie nie zaplanowano żadnej parady wojskowej.
Trump próbował zorganizować podobne widowisko w 2018 roku, jednak wydarzenie odwołano z powodu oszacowanego kosztu – aż 92 milionów dolarów, w tym 21 milionów na samo zapewnienie bezpieczeństwa. Pojawiły się też obawy o wpływ ciężkiego sprzętu, jak czołgi i samoloty, na infrastrukturę miasta.
Pomysł wywołał wówczas krytykę z obu stron sceny politycznej. Republikanin Lindsey Graham ostrzegał, że defilada może przypominać pokaz siły rodem z ZSRR, a demokratyczny senator Dick Durbin nazwał ją „fantastycznym marnotrawstwem pieniędzy dla rozrywki prezydenta”.
Pomysł organizacji parady pojawia się w czasie ostrzeżeń ekonomistów przed możliwą recesją, wywołaną kontrowersyjną polityką celną obecnej administracji Trumpa. Kosztowne wydarzenie finansowane z pieniędzy podatników – szczególnie jeśli ma też charakter osobistego jubileuszu – może spotkać się z ostrą reakcją społeczeństwa.
W przeciwieństwie do państw takich jak Rosja czy Korea Północna, defilady wojskowe z udziałem prezydentów nie są stałym elementem amerykańskiej kultury politycznej. Trump miał się zainspirować francuskimi obchodami Dnia Bastylii, które oglądał w 2017 roku.