
Choć sama idea była szczytna – dofinansowanie pobytu turystów spoza regionu kwotą od 200 do 400 zł – to sposób realizacji programu trudno nazwać udanym. Już od pierwszych minut działania serwisu podlaskibonturystyczny.pl pojawiały się problemy techniczne. Strona się zawieszała, wyświetlała błędy, a użytkownicy – mimo spełniania wszystkich kryteriów – nie mogli wygenerować bonu.
Jak podał portal Wprost, pula środków – 2 mln zł – rozeszła się błyskawicznie. Przy minimalnej wartości bonu 200 zł to teoretycznie 10 tys. bonów, ale w praktyce – mniej, bo część była w wyższej wartości. Program wystartował i... praktycznie natychmiast się skończył.
Nazwa programu sugerowała coś na wzór ogólnopolskiego bonu turystycznego z czasów pandemii. Tymczasem był to program ograniczony regionalnie i ilościowo – co jednak nie zostało odpowiednio zakomunikowane. W efekcie wiele osób miało nierealistyczne oczekiwania.
Organizatorem i fundatorem bonu był Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego, a operatorem – Podlaska Regionalna Organizacja Turystyczna (PROT). Ministerstwo Sportu i Turystyki, jak później doprecyzowano, nie brało udziału w tej inicjatywie.
Brak przejrzystej informacji, fatalnie dobrany termin (święta!) i awaryjność strony – wszystko to złożyło się na klasyczny przykład kryzysu komunikacyjnego. Jak donosi Fly4Free, już dzień po starcie strona Visit Podlaskie usunęła post promujący akcję, razem z dziesiątkami komentarzy niezadowolonych użytkowników.
Z promocji regionu zrobiono lekcję z zakresu „jak nie robić programów publicznych”. Jak zauważył Infor.pl, program mógł realnie wspierać lokalne obiekty – tylko trzeba było to mądrze rozegrać.
Druga tura bonów ma ruszyć 1 czerwca. Jeśli nic się nie zmieni, grozi nam powtórka z rozrywki. A szkoda – bo Podlasie naprawdę nie potrzebuje takiej „promocji”.