Warto być przyzwoitym, choć nie zawsze się to opłaca. Wczorajsze wybory są silną oznaką kryzysu przyzwoitości. Po dwóch stronach. Nie chcę się oburzać, nie klaszczą z radości – wolę spróbować zrozumieć.
Kilka dni przed drugą turą wyborów zapytałem znajomego, który w pierwszej turze głosował na Mentzena: „Czego właściwie boisz się w przypadku zwycięstwa Trzaskowskiego?”. Odpowiedział: „Zaleje nas fala lewactwa”, „Zaraz wpuszczą cię w kamasze i pojedziesz na Ukrainę”. Podkreślał, że układ Tusk–Kaczyński trzeba rozbić, a wybór, który nam pozostał, nie pozwala oddać pełni władzy Tuskowi.
Ta kampania nie była kampanią Nawrockiego przeciwko Trzaskowskiemu, lecz starciem świata Tuska i antyTuska. Celowo pomijam tu postać Kaczyńskiego, który oczywiście rozdaje karty w drużynie Nawrockiego. W tym przypadku „wina Tuska” wydaje mi się jednak zasadnicza.
Dlaczego Tusk jest tak znienawidzony przez połowę Polaków? Oto kilka głównych powodów:
• „Nie dał 500 plus i mówił, że się nie da”.
• „Podniósł wiek emerytalny”.
• PiS na trwałe przeformatował świadomość Polaków. Zamiast odczuwać dumę, że mamy polityka, którego głos liczy się w Europie, wybraliśmy narrację o „zdrajcy” i „pachołku Niemców”.
Jakie błędy popełnił Tusk, które mogły zniechęcić potencjalnych wyborców? Z całą pewnością brak atrakcyjnej propozycji. Memiczny Bonżur jest symbolem tej dysproporcji. Kolejny symbol podziału między Polską A i Polską B. Wykształciuchy z wielkich miast wciąż nie mają pomysłu i propozycji na zbliżenie. Myślenie, że to „druga strona” ma przyjść, bo przecież ja mam rację na nic się zdaje. Jest totalnie nieskuteczne. Od lat. To, co nam – z poziomiu wielkiego miasta – wydaje się oczywiste, jest dla większości dziwnym wymysłem. Kolejny mój subiektywny aspekt: odrażające podejście do mediów. Po „TVPiS” nadeszła era „KOTVP”. Mimo niuansów, poziom dziennikarstwa i propagandy pozostał niemal identyczny. Komercyjny TVN zamiast budować rzetelność, umacniał podział, wzmacniając siłę obozu Republiki. Należę do pokolenia, które już nie ogląda tradycyjnej telewizji, ale moje sporadyczne kontakty z nią budziły we mnie silny sprzeciw. Przywołanie przez Tuska patocelebryty Murańskiego było katastrofą, podobnie jak emisja „Furiozy”, opowieści o świecie kibolskim dwa dni przed wyborami. To nie mobilizowało wyborców pragnących świata opartego na szacunku; raczej pokazywało tę samą, prymitywną propagandę, tylko w innych barwach. Do młodych z pokolenia internetu takie przekazy nie docierały. Obóz przeciwny ma swoją prawdę w Republice. Takie „zagrywki” były według mnie strategicznym błędem. Pogłębiały myślenie wśród niezdecydowanych: „przecież oni są tacy sami”. Kolejny raz niezdecydowani zdecydowali.
Jestem wyborcą, który przede wszystkim ceni szacunek dla drugiego człowieka. Jestem daleki od ekstremalnych ocen. Wiem, że należy być wyrazistym, ale ekstremizm w każdą stronę prowadzi donikąd. Prawa strona żyje w strachu przed „lewactwem”. PiS skutecznie zakorzenił obawę przed innością. Dla niektórych to powód do dumy: „Nigdy nie będziemy drugim Paryżem” – mówią. „Chcemy być bezpieczni. Precz z lewakami. Do gazu z tymi, którzy myślą inaczej niż my”. Co ciekawe, skala nienawiści i zacietrzewienia jest znacznie większa po stronie prawej niż lewej – lub przynajmniej tak to odczuwam, bo może odczucie „drugiej” strony jest odrębne.
Ciekawa i niezrozumiała od lat pozostaje dla mnie postawa Kościoła i katolików. W imię miłości bliźniego tolerują narrację pełną pogardy wobec mniejszości narodowych, seksualnych czy metod leczenia niepłodności takich jak in vitro. Nikt nie zamierza „przerabiać” waszych dzieci czy wnuków na orientację homoseksualną. Chodzi jedynie o szacunek dla drugiego człowieka. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, ilu księży gejów, czy duchownych ojców nieślubnych dzieci co tydzień słucha z ambony. Wolą tego nie widzieć. Co znamienne, nieformalne związki czy rozwody w kręgach polityków PiS nie są niczym wyjątkowym.
Przed pierwszą turą Mentzen powiedział: trudno było znaleźć w obozie PiS kandydata z gorszą przeszłością. A jednak ten kandydat wygrał. Głównie głosami wyborców zwycięzców drugiego planu: Metzena i Brauna. O czym to świadczy? Wybór padł za specyficznie (z mojego punktu widzenia) rozumianą siłą Polski. Nieważne kto, ważne, że nie „świat Tuska”. Przy tej okazji przegrywa świat szacunku i przyzwoitości, a triumfuje świat zacietrzewienia i zawiści. Stajemy się światopoglądowym zaściankiem.
Mam swoją prognozę na najbliższą przyszłość: koalicja rządząca nie wytrzyma tej porażki i dojdzie do przedterminowych wyborów parlamentarnych. Ich wyniki dadzą większościową władzę koalicji Kaczyński–Mentzen.
Ciekawi mnie, na ile przyszły prawdopodobnie minister finansów Sławomir Mentzen zrealizuje swoje nomen omen liberalne i jednoznaczne postulaty gospodarcze, czy raczej pozostanie jedynie ostrym krytykiem, który nigdy nie zdecyduje się zasiąść w pierwszym rzędzie.
Polska przetrwa, nie będzie rozbioru, nie najedzie nas Putin. Polska poczeka na odpowiedniego reprezentanta, który odbuduje poczucie szacunku i przyzwoitości dla większości społeczeństwa. Na dziś przyzwoitość jest rozumiana inaczej niż ja ją pojmuję. Nie obrażam się – próbuję zrozumieć. Czy oczekiwanie szacunku w polityce jest naiwnością, czy jednak mamy szansę stać się narodem o wyższej kulturze politycznej? Patrząc na współczesny świat, obawiam się, że dominować będzie język krzyku. Być może moje utopijne marzenia o szacunku i braku przemocy pozostają, niestety, wciąż w mniejszości.
Czy moje oczekiwania są dziś naiwnością, czy Polska mogłaby stać się wzorem kultury debaty i wzajemnego zrozumienia? Patrząc na współczesny świat, wydaje się, że jesteśmy skazani na język krzyku i konfrontacji. Życzę nam polityki, rodzin i sąsiedztwa wolnych od agresji i pełnych szacunku.