
Marcinkiewicz i Olchowicz poznali się w 2009 roku. Były premier już raz był żonaty. Z byłą żona ma czwórkę dzieci.
Związek z nową partnerką przetrwał niespełna trzy lata, ale zobowiązania finansowe wobec byłej żony ciągnęły się latami. Sąd zobowiązał Marcinkiewicza do przekazywania byłej żonie 4,5 tysiąca złotych miesięcznie. Powodem miały być m.in. konsekwencje wypadku, któremu uległa Olchowicz i który, zdaniem sądu, utrudniał jej podjęcie pracy.
Były premier od dawna próbował zakończyć obowiązek alimentacyjny. — Utrzymuję tę kobietę od 15 lat, a byłem z nią tylko trzy. To absurd — mówił przed ogłoszeniem wyroku.
We wtorek sąd przychylił się do jego wniosku. Jak stwierdziła sędzia Barbara Ciwińska, Izabela Olchowicz nie znajduje się już w sytuacji niedostatku. Zaznaczono, że była żona premiera pisze książki, zna świetnie język angielski i bez problemu mogłaby prowadzić korepetycje online. — Godzina takich zajęć kosztuje dziś nawet 150 złotych — dodała sędzia.
Zdaniem sądu, nie ma podstaw, by po niemal dekadzie od rozwodu Marcinkiewicz nadal musiał utrzymywać byłą żonę. — Alimenty to nie może być narzędzie do rujnowania drugiej strony finansowo — podkreśliła sędzia. Przypomniano również, że rozwód zapadł z winy obu stron, a były premier nie miał wpływu na sytuację zdrowotną Olchowicz.
Wyrok nie jest prawomocny. Były premier nie kryje zadowolenia: — To ogromny ciężar, który wreszcie ze mnie zdjęto, nie tylko finansowy, ale i psychiczny — stwierdził Marcinkiewicz, dodając, że spodziewa się apelacji.
Przedstawicielka byłej żony, mecenas Martyna Kalinowska-Chandu, poinformowała, że decyzję o dalszych krokach podejmie sama zainteresowana.