Proces Łukasza Żaka przypominał kabaret. Sędzia musiał go uciszać i groził wyprowadzeniem z sali.

13

Jak relacjonuje Fakt, w czasie przesłuchań świadków Żak wielokrotnie przerywał, komentował, a nawet podnosił głos, zwracając się do swojej obrończyni. Wtrącał się do wypowiedzi znajomych, którzy jechali z nim feralnego dnia samochodem. Wśród nich była również kobieta, która potwierdziła, że widziała na liczniku 150 km/h, ale później, jak utrzymywała, nie zapamiętała już wiele.

Sąd długo wykazywał się cierpliwością, ale w końcu sędzia Maciej Mitera musiał zareagować. W żartobliwy sposób zaproponował Żakowi studia prawnicze, skoro ten tak często i głośno „prostował” zeznania innych. Gdy komentarze oskarżonego nie ustawały, sędzia ostrzegł, że jeśli nie zmieni swojego zachowania, zostanie usunięty z sali.

Według Faktu, Żak momentami zdawał się robić wszystko, by skupić na sobie uwagę. Kładł się na ławie oskarżonych, żuł wykałaczkę, śmiał się w głos, teatralnie załamywał ręce. Sprawiał wrażenie, jakby uczestniczył w przedstawieniu, a nie w procesie dotyczącym tragedii, która kosztowała życie 37-letniego mężczyzny.

W pewnym momencie oskarżony tak bardzo zakłócał przebieg rozprawy, że nawet jego adwokatka zaczęła przepraszać za jego zachowanie. Proces, który powinien być poważnym rozliczeniem z dramatycznym wydarzeniem, momentami przypominał farsę. Sąd słuchał zeznań przyjaciół Żaka, którzy niewiele pamiętali z samego wypadku, ale potrafili dokładnie opisać kolację w lokalu przed jazdą. Wszyscy potwierdzili, że byli pod wpływem alkoholu, choć nikt nie potrafił powiedzieć, w jakim stanie był kierowca.





0.037063121795654