
Jak wynika z danych firmy Cloudflare, prawie jedna trzecia ruchu w sieci generowana jest obecnie przez boty. To zaawansowane narzędzia tworzone m.in. przez takie firmy jak OpenAI czy Anthropic, które „odkurzają” strony internetowe, by zasilać nimi swoje modele sztucznej inteligencji.
Sam Altman, szef OpenAI, zdaje się dopiero teraz odkrywać, że znaczna część „użytkowników” w sieci może być nieprawdziwa. W rzeczywistości istnieją już całe przestrzenie internetu, gdzie boty komunikują się wyłącznie między sobą, niemal bez udziału ludzi.
Dawniej relacja między twórcami treści a wyszukiwarkami była jasna – serwisy pozwalały na indeksowanie treści, a w zamian otrzymywały ruch i kliknięcia, które przekładały się na dochody z reklam. Obecnie użytkownicy coraz częściej zwracają się do chatbotów, które podają gotowe odpowiedzi, odsyłając do źródeł jedynie drobnym drukiem.
Efekt? Coraz więcej dyskusji w internecie przypomina wymianę zdań pomiędzy dwoma algorytmami – suchą, pozbawioną ludzkiego pierwiastka.
Ta sytuacja wpisuje się w tzw. teorię „martwego internetu”. Jeszcze niedawno traktowaną jako niszową koncepcję, dziś wielu badaczy uważa ją za coraz bardziej prawdopodobną. Dawny internet pełen był dziwności, spontaniczności i autentycznych, choć czasem ekscentrycznych głosów. Teraz zastępują je powtarzalne komunikaty korporacyjnych botów, które rozmywają ludzką twórczość tak, jak kolejne kopiowanie kasety VHS niszczyło obraz i dźwięk.
Według raportu firmy Imperva problem jest jeszcze poważniejszy – niemal połowa ruchu w sieci pochodzi z automatycznych źródeł. A liczby te stale rosną.
Nie oznacza to, że ludzie porzucili internet. To raczej efekt działań wielkich korporacji, które coraz częściej zastępują autentyczne głosy użytkowników sztuczną produkcją treści. Tym razem automatyzacja nie dotyczy fabryki czy taśmy montażowej, ale najbardziej ludzkich sfer: komunikacji i wyrażania siebie.
Wielka technologia eksploatuje sieć jak kopalnię – wydobywa treści, a w zamian zostawia pustą, coraz bardziej bezduszną skorupę.