
Skala problemu rośnie z roku na rok. W podstawówkach w roku szkolnym 2022/2023 takich uczniów było 166 tysięcy, a w kolejnym już 182 tysiące. Szczególnie szybko rośnie liczba dzieci w spektrum autyzmu, co sprawia, że w niektórych klasach niemal połowa uczniów wymaga indywidualnego podejścia. W praktyce oznacza to, że nauczyciel w trzydziestoosobowej klasie musi jednocześnie opiekować się wieloma dziećmi ze specjalnymi potrzebami.
Problem zaczyna się już na poziomie samego dokumentu. Często zalecenia powtarzają się w każdym orzeczeniu i wyglądają jak skopiowane z szablonu, a zdarzają się też rażące błędy, np. mylenie płci dziecka. Nauczyciele przyznają, że w wielu przypadkach w dokumentach nie ma konkretnych wskazówek, które mogłyby ułatwić codzienną pracę z uczniem.
Trudności dotyczą nie tylko samego orzeczenia, ale także realizacji zajęć wynikających z jego zapisów. Kontrola Najwyższej Izby Kontroli wykazała, że w 80 procentach szkół dodatkowe lekcje były prowadzone w sposób mało angażujący, co powodowało niską frekwencję i szybkie zniechęcenie uczniów. Dotyczyło to przede wszystkim zajęć logopedycznych, korekcyjno-kompensacyjnych czy dydaktyczno-wyrównawczych. Często dokumenty te były wykorzystywane głównie do obniżania wymagań na egzaminach, a nie do faktycznego wsparcia w nauce.
Eksperci zwracają uwagę, że problemem nie są dzieci, lecz system, który zamiast faktycznie pomagać, opiera się na dokumentach. Orzeczenia, które miały gwarantować wsparcie, w praktyce stają się obciążeniem dla nauczyciela. Jak podaje strefaedukacji.pl, dopóki nie pojawi się więcej specjalistów, dopasowanych zajęć i mniejsze klasy, pedagodzy będą zmuszeni radzić sobie sami z lawiną dokumentów i rosnącymi oczekiwaniami.