Dyskusja o odejściu od przestawiania zegarków toczy się od wielu lat. Mimo że wady i zalety tego rozwiązania są doskonale znane, decyzji na szczeblu Unii Europejskiej wciąż brakuje. Dlatego w nocy z 25 na 26 października 2025 roku ponownie cofniemy wskazówki – z godziny 3:00 na 2:00, wchodząc w czas zimowy. Jak przypomina businessinsider.pl, to rozwiązanie coraz częściej budzi sprzeciw ekspertów.

Lekarze i naukowcy od dawna podkreślają, że podwójna zmiana czasu w ciągu roku zakłóca naturalny rytm biologiczny. Skutkiem są problemy ze snem, spadek koncentracji czy większe ryzyko chorób układu krążenia. Szczególnie mocno odczuwają to osoby starsze, ale i zwierzęta, których pory karmienia i aktywności także ulegają zaburzeniu. Jesienią dodatkowo szybciej zapada zmrok, przez co tracimy możliwość spędzania czasu na świeżym powietrzu i korzystania z naturalnego światła po pracy.
Ekonomiści zwracają uwagę, że przesuwanie zegarów to również utrudnienie dla biznesu. Linie lotnicze, koleje czy banki muszą modyfikować rozkłady i harmonogramy, co generuje dodatkowe koszty. Jak wylicza businessinsider.pl, oszczędności energetyczne, które kiedyś były głównym argumentem za zmianą czasu, dziś są symboliczne – to zaledwie 0,1–0,2% zużycia energii elektrycznej rocznie.
Mimo przeprowadzonych w 2018 roku szerokich konsultacji społecznych w UE, w których większość ankietowanych opowiedziała się za zniesieniem zmiany czasu, sprawa utknęła w martwym punkcie. Projekt dyrektywy zakładał, że każdy kraj sam wybierze, czy pozostanie przy czasie letnim czy zimowym. Jednak brak jednomyślności wśród państw członkowskich sprawił, że dokument wciąż czeka na finalne decyzje.
Sam pomysł wprowadzenia czasu letniego pojawił się jeszcze w XVIII wieku, a w Polsce regularnie funkcjonuje od 1977 roku. Początkowo miał on pomagać w oszczędzaniu energii, jednak obecnie realne korzyści są minimalne. Coraz częściej mówi się więc, że jesienne cofanie zegarków może być jedną z ostatnich tego typu operacji.