Tymczasem dzisiaj przez ulice Brukseli, w tym tuż pod oknami mojego tymczasowego biura w PE, przeszła manifestacja tropicieli faszyzmu. Nie wiem za bardzo, z jakiej to okazji — czy to urodziny Hitlera, czy Mussoliniego, czy może komunistom wybory nie pykły w Belgii — ale demonstracja była solidna. To nie była garstka paranoików — ale cały tłum ludzi szukających faszyzmu tam, gdzie go chyba nie ma. Nic mi nie wiadomo o istnieniu w Belgii jakiejś faszystowskiej partii — a jednak setki ludzi postanowiły spędzić popołudnie na szukaniu ich po całej Brukseli. Na sztandarach mieli za to sporo czerwonych akcentów. Więc może najciemniej jest pod latarnią... Faszyzm jest bowiem jak UFO — nie istnieje, ale tysiące świadków go widziało. To jest ten moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że poziom zidiocenia społecznego nie sięgnął u nas jeszcze dna. Ale i u nas spróbuj zmobilizować ludzi do obrony internetu, do protestu przeciw podniesieniu podatków albo przeciwko jawnej ingerencji w ich życie, jaką jest obowiązek ubezpieczenia w ZUS-ie — to przyjdzie garstka ludzi. A ganiać wymyślonego wroga — to im się chce.