Lektury szkolne czytałam aż do liceum. Do momentu Pana Tadeusza, gdzie dostałam znacznie gorszą ocenę od kolegów którzy przeczytali streszczenie szczegółowe, bo miałam czelność zapomnieć ważnego fragmentu opisującego piękno krajobrazu. Wtedy stwierdziłam, że p******e, bo i tak będą mnie pytać o takie pierdoły a nie o to, czy faktycznie czytałam czy nie, zarówno na lekcji jak i na maturze.
Nie wiem, czemu ludzie się tak czepiają tego Nad Niemnem xD. Szczególnie że to po prostu opowiadanie bajek - obecnie nie ma tej książki na liście lektur obowiązkowych nawet na poziomie rozszerzonym.
Na liście na egzamin w formule 2015 było, ale tylko jako lektura uzupełniająca, zatem jedynie od nauczyciela zależało, czy spośród prawie 40 pozycji wybierze dla swoich uczniów akurat tę.
Moja polonistka (a to była cięta baba) tę książkę wybrała, ale jedyne co robiliśmy, to przeczytaliśmy fragmenty mieszczące się na dwóch stronach w podręczniku oraz obejrzeliśmy serial, który treść książki odwzorowuje dość wiernie.
Większość narzekania wokół tej książki to, jak przypuszczam, tylko powtarzanie obiegowych opinii bez samodzielnego zbadania sprawy. Ja po Nad Niemnem sięgnęłam (bez żadnych uprzedzeń, nie zdając sobie sprawy z tego całego czarnego PR-u) z własnej woli gdzieś w późnej podstawówce czy w gimnazjum, powolutku przeczytałam całość i bardzo mi się podobało.
Ja liceum wszystkie lektury zaczynałem czytać, acz w całości przeczytałem tylko dwie; ,Zbrodnię i Karę" oraz ,,Lalkę"; bo to są dobre książki. Reszta się po prostu do czytania nie nadawała, więc je przeleciałem na streszczeniach, .
Cierpienia Wertera przerwałem w połowie pierwszej strony, podobnie panny z wilka. Pana Tadeusza przeczytałem chyba tylko jedną księgę.
I, szczerze, niczego nie żałuje; czytałem i nadal czytam o wiele ciekawsze książki; ostatnio głównie literaturę faktu.
Z kolei po liceum mam odrazę do poezji.
@wlascicielkota Czytałam w szkole i poza nią wszystko co się dało, ale te romantyczne pitolenia Mickiewicza, Słowackiego, to była droga przez mękę. A "Cierpienia młodego Wertera" to pamiętam, że rzucałam po pokoju bo każda strona była moim cierpieniem.
@ka-zet A i odpowiedź na pytanie jak zachęcić młodych do czytania brzmi: samemu czytając. Dzieciaki naśladują rodziców i jak ich widzą non stop z telefonem w łapie albo pilotem, to nie ma co liczyć że rodzice ich zobaczą z książką.
@ka-zet Niestety to co jest przedstawiane w szkole to jakaś skarlała wersja romantyzmu.
Ja z serduszka polecam się zainteresować nurtem zwanym "czarny romantyzm". "Maria" Antoniego Malczewskiego to było dla mnie objawienie po tym bogoojczyźnianym pitoleniu ze szkoły. Ciekawy jest też "Zamek kaniowski" Seweryna Goszczyńskiego, ale to jest już trudniejsze w odbiorze, przynajmniej moim zdaniem.
Świetny klimat mają także niektóre ballady Mickiewicza. "Romantyczność" to nuda, ale "Świteź", "Świtezianka", "Rybka" są pryma sort, "Pani Twardowska" ma zabawną puentę, no ewentualnie może być też "To lubię", ale żeby zrozumieć charakter tego utworu, trzeba sobie zdawać sprawę, że to taka szydera z salonowych opowieści o duchach mających straszyć nadobne panienki.
Jak zachęcić młodych do czytania książek? To baaaardzo proste, a odpowiedź dosłownie jest w pytaniu czego DEBILE ustanawiający sztywny kanon lektur szkolnych nie potrafią albo raczej nie chcą zauważyć - Mianowicie należy ZACHĘCAĆ. A nie ZMUSZAĆ. Pod groźbą jedynki albo innej śmiesznej ocenki, która gówno znaczy i niczego nam nie mówi, ale której boimy od samego początku naszej przygody ze szkołą, bo dosłownie uczy się nas, że są one ważne i od nich zależy nasza przyszłość.
Ja czytać książki na poważnie zacząłem jakoś od 4 klasy podstawówki, kiedy w końcu wykrzesałem z siebie chęci aby sięgnąć do takiej, która faktycznie mnie zaciekawiła. I właśnie to między innymi sprawiło, że czytanie po prostu polubiłem. Nie stałem się jakimś fanatykiem książki, ale polubiłem je na tyle, że wypożyczałem je na potęgę. W ostatniej klasie podstawówki, dwóch klasach gimnazjum, oraz wszystkich klasach szkoły średniej co roku byłem na podium w rankingu wypożyczonych książek na osobę w całej szkole a trzy albo cztery razy zająłem pierwsze miejsce. I tego jednego dnia oczywiście dostawałem gratulację od nauczycieli języka Polskiego, jaki to ze mnie wspaniały i pilny czytelnik, że klasa to powinna brać ze mnie przykład, a dyrekcja wprost mówiła, że nasza trójeczka to przykładem dla całej szkoły jest i wszyscy powinni czytać tyle co my... Oczywiście tylko nasza trójeczka, bo czwarte miejsce to już nie. Czwarte miejsce wypożyczyło o 2 książki mniej od trzeciego, więc najwyraźniej uczeń ten był zbyt leniwy i niech się postara za rok.
Co zabawne (Znaczy teraz mnie to bawi z perspektywy czasu. W rzeczywistości było to żałosne i dewastujące dla dzieciaka, którym byłem. Została na mnie zadra po tym i na pewno w jakiś sposób wpłynęło to na mój stan psychiczny nawet jeśli teraz tego wpływu nie dostrzegam) - Jakimś dziwnym trafem nauczyciele języka polskiego nigdy nie chwalili mnie za to, że czytam w ogóle cokolwiek. Ba, jak raz baba w gimnazjum zauważyła, że okładka w książce którą czytałem miała rysunkową postać i była kolorowa to dosłownie próbowała mnie ośmieszać z tego powodu na kilku lekcjach, gdyż dla niej to był komiks (Bo książka musi być przecież nudna i szara) i najwyraźniej nawet własnym oczom nie wierzyła, bo twierdziła usilnie że to komiks mimo iż przekartkowałem jej całą książkę przed oczami pokazując, że obrazków było tam może z pięć na cały tom. No nie ukrywam, że bolało mnie to, bo wyrażała się z ogromną pogardą o komiksach oraz ich czytelnikach. A skoro uznała, że czytam komiks to siłą rzeczy musiała mówić też o mnie. Zawsze dostawałem jedynie z***y o to, że nie czytam lektur szkolnych i krzykiem oraz nierzadko w agresywny sposób próbowano mi wmawiać, że jestem po prostu leniem śmierdzącym, któremu nie chce się czytać w ogóle. Ale potem przychodził ten śmieszny, końcowy apel szkolny na którym okazywało się, że jestem jednym z tych, którzy czytają najwięcej i tego jednego dnia już nie byłem gnuśnym śmieciem. Tego dnia byłem wzorem cnót i pupilkiem polonisty.
A potem przychodził kolejny rok szkolny, ci sami nauczyciele i ta sama śpiewka aż do następnego apelu na koniec klasy, gdzie znowu byłem przykładnym czytelnikiem i tak do końca szkoły.
@martin-cieslak Wcześniej czytałem tylko komiksy, bo poznałem je sam od tej dobrej strony. W przeciwieństwie do książek, które jesteśmy zmuszeni czytać już w pierwszej klasie podstawówki a czasem nawet zerówkach. I oczywiście nie są to książki które są interesujące, ciekawe i zajmujące dla dla nas tylko są to książki z klucza, który narzucili jakieś p***by mające na celu najwyraźniej zabić w dzieciakach miłość do książek zanim ta w ogóle jeszcze się narodziła. Nie twierdzę, że lektury szkolne nie interesują zupełnie nikogo, bo to kwestia gustu a gust jest jak dupa i każdy ma własną. Ale trzeba być nadzwyczajnie naiwnym albo mieć w sobie bardzo dużo złej woli aby oczekiwać, że ktokolwiek zacznie czytać książki po tym jak zmusimy go do pochłonięcia jakiejś żałosnej papki, która go zmęczy, wyssie całą energię a po skończeniu zostawi go jedynie z dwoma uczuciami. Poczuciem ulgi, że już koniec tej męczarni. Oraz smutkiem o to, że zmarnowało się tyle czasu, który można było przeznaczyć na COKOLWIEK INNEGO.
A do tego te śmieszne opracowania które polegały na tym abyś powiedział co i dlaczego ci się w nich podobało. I NIE! NIE MOGŁEŚ POWIEDZIEĆ, ŻE CI SIĘ NIE PODOBAŁY BO NIE TAKIE BYŁO PYTANIE! SZKOŁA NIE JEST OD TEGO ABY SIĘ ROZWIJAĆ TYLKO ABYŚ ODPOWIEDZIAŁ NA TENDENCYJNE PYTANIE W TAKI SPOSÓB W JAKI PRZEWIDUJE TO ZATWIERDZONY KLUCZ ODPOWIEDZI!
A jeśli nie potrafiłeś znaleźć niczego co ci się tam podobało to sprawa prosta - Nie czytałeś i koniec dyskusji. Dlaczego? Ponieważ bo tak. Nie mądrkuj się głupi uczniu, nie miej własnego zdania. Słuchaj, notuj i najlepiej zamknij mordę, bo twój nauczyciel jest tak mądry i wspaniały, że nie potrafi się skupić na swojej lekcji kiedy nie siedzisz wyprostowany i nie notujesz jak maszyna tego co mówi.
To jest niesamowite jak bardzo złe książki zawsze trafiały do kanonu lektur. Człowiek siadał do jednej, drugiej, trzeciej i tylko rodził w sobie przekonanie ze albo czytanie jest tak chvjowe albo ze to nie dla mnie. Później trafił na jakaś faktycznie wartościowa książkę i był normalnie mindfuck ze jak to? Czytanie może być fajne? Co jest?
@kamilsawicki Kanon lektur szkolnych zawierał (teraz nie wiem, jak jest, więc się odnoszę do znanej mi sytuacji sprzed kilku lat) pozycje świetne, a czasem nawet wybitne, tylko jakoś tak głupio ustawione, że człowiek jeszcze jest za mało dojrzały, żeby je docenić w momencie, gdy musi je czytać.
@carogna Przeczytałem wszystkie. Żadnej nie pamiętam. Nie czuję się wykształcony w ogóle. I żadna z nich mi się nie przydała.
Za to dobrze pamiętam fragmenty z rożnych książek, które czytałem dla frajdy, czy nawet całe cytaty.
@carogna te książki miały zachęcić do czytania, które rozwija, oraz pokazać nam jak wyglądało kiedyś życie, jak człowieka może zmienić jedna rzecz, jak on cierpi itd. a To spokojnie można by zrobić puszczając dzieciakom przedstawienie teatralne(u mnie tak zrobiono z Balladyną) albo angażując chętnych do tłumaczenia książki lub odgrywania (nauczycielka zrobiła nam rąk z dziadkami część 3)
@livanir Zachęcać do czytania mogą co najwyżej lektury w początkowych latach podstawówki. Potem, szczególnie w szkole średniej, mają służyć do nauki historii literatury.
@carogna Gówno prawda. To tylko i wyłącznie przekrój najpopularniejszych (lub uznanych za takie przez ministerstwo) dzieł literackich z danej epoki, do tego głównie rodzimych, bo zagranicznych aż tak wiele nie ma. Te książki mają pokazać dziecku jaki był w danym czasie styl pisania, jaką była tematyka poruszana a nie kształcić przez swoją treść.
Uwielbiam czytać książki, apka pokazuje że średnio poświęcam na to 20h tygodniowo, a za czasów szkolnych pewnie z 2-3razy tyle. O ile w podstawówce nie opuściłam żadnej lektury to dla porównania w liceum przeczytałam 1! (Mistrza i Małgorzatę) Resztę leciałam z opracowań i mniej zabójczych fragmentów, a w rankingu miałam więcej przeczytanych książek niż jedna z klas xD
"Za moich czasów" (matura 2002) trzy czwarte lektur to było wałkowanie naszej martyrologii, raz pośrednio ("ku pokrzepieniu serc"), a raz bezpośrednio. Kanon światowy po łebkach i tylko fragmenty. Krytyka totalitaryzmu (i tak dobrze) tylko z naszej perspektywy, np. Orwell pozostał nietknięty. I kompletnie popieprzona polonistka, która naszego kolegę (laureata konkursu polonistycznego w podstawówce) gnoiła przez cztery lata aż wpędziła go w chorobę.
Lata temu kanał Strefa Czytacza zrobił fajny filmik o tym, jak antypromuje się czytelnictwo. Na tamten moment z funduszu promocji czytelnictwa nie przyznano dotacji pyrkonowi, za to gruby hajs dostał festiwal poezji Czesława Miłosza i jakies targi literatury katolickiej.
Nic tak nie zniechęciło mnie do czytania jak szkolne lektury. W czasach szkolnych po prostu nienawidziłem książek. Powodów było kilka : słabej jakości, nudne czytadła, kartkówki z przeczytanych książek, gdzie nawet po przeczytaniu książki po prostu nie pamiętałem pewnych szczegółów i późniejsze omawianie i szukanie ch**a w śmietniku w tej książce. Dopiero po szkole średniej zobaczyłem, że książki mogą być naprawdę ciekwe, wciągające i, że nie mają nic wspólnego z „dziełami” które były na siłę nam wciskane do głowy. Jak w szkole nienawidziłem czytać, tak teraz nie wyobrażam sobie miesiąca bez przeczytanej książki. Jest wielkie zdziwienie, że czytelnictwo leży i kwiczy w Polsce. No i będzie leżało i kwiczało dopóki, dopóty nie zmienią się marne książki wciskane na siłę w szkole.
@wy Ja rozumiem, że dziedzictwo, że kultura i wielkość … ale mam wrzenie że większość z tych książek każą nam czytać bo te stare baby (m.im. Ci co układają program nauczania) nie chcą ruszyć dupy i zaznajomić się z czymś co pociągnie młodzież i zamiast tego jadą na materiale wpojonym na studiach 30 lat temu … na maturze zrobiłem temat wpływ wojny na psychikę i oparłem to na wojnie w Wietnamie bo nikt tego nie zna. Dorzuciłem jedną cieniutką książkę nawiązującą do cierpień Polaków i nic o niej nie powiedziałem była tylko w bibliografii - równie dobrze mógłbym nic nie powiedzieć bo pytania były tylko z tematu książki o której nie powiedziałem ani słowa … obecnie czytam dla rozrywki dwie książki miesięcznie do snu na czill.
@wy Mam wrażenie, że niektórzy z ciekawością (i miłością) do książek się niejako rodzą, inni muszą tę miłość odnaleźć. Jako dziecko nauczyłam się jako-tako czytać bardzo wcześnie i w momencie jak tylko posiadłam "tajemną wiedze tych dziwnych szlaczków" byłam nią tak zachłyśnięta, że książki (i w ogóle wszystko, co było w jakiś sposób napisane) wręcz sama wyrywałam z ręki. Zaczęło się typowo od czytania bajek (powolutku, na głos, składając literki) ale sama też szukałam nowych doznań - czytałam choćby podręczniki szkolne starszego brata (szczególnie z historii), słowniki obcojęzyczne, wszystkie Światy Wiedzy, naciągałam matkę w antykwariacie na encyklopedie dla dzieci, w bibliotece szkolnej byłam stałym gościem i pamiętam jak dzisiaj błaganie matki, żeby dała mi jeszcze posiedzieć, bo "jeszcze tylko jeden rozdział" (i tak 3 razy). Wątpię, że "wyniosłam to z domu", bo rodzice raczej nie czytali (ojciec podobno dużo czytał ale w okresie, kiedy sam chodził do szkoły, no i wątpię, że to genetyczne).
Tak się zastanawiam z czego to wynika - sądzę, że większość miała jakiekolwiek książki za dziecka, które czytali (albo np. komiksy), jednak nadal niektórym to nie wystarczyło i lektury szkolne były w stanie zabić jakąkolwiek chęć, zanim ta się nawet w pełni rozwinęła/zanim czytający chciał sam z siebie poszukać czegoś nowego w bibliotece.
@dza89 Nie powiedziałbym, że się człowiek rodzi z miłością do książek. Raczej po prostu książki lubi się wtedy kiedy ma się do nich dostęp oraz pozwala się człowiekowi samemu je odkrywać. I to takie, które go faktycznie ciekawią a nie poprzez narzucanie jakichś konkretnych. Co najwyżej można mu je obrzydzić poprzez na przykład zmuszanie go do czytania tych, które kompletnie mu nie leżą.
Tak samo jest na przykład z jedzeniem, grami, filmami, czymkolwiek w sumie. Są ludzie, którzy twierdzą, że brzydzi ich szpinak. I oczywiście pewna część po prostu nie trawi szpinaku niezależnie od formy i na to się nic nie poradzi. Ale inna część uważa, że szpinak ich brzydzi gdyż znają go tylko i wyłącznie z jednego przepisu. Wystarczy przyrządzić go trochę inaczej i okazuje się nagle, że w sumie to całkiem im smakuje. Jest to przykład wzięty z mojego życia, całe życie myślałem, że szpinaku nie znoszę, bo znałem tylko jeden sposób na jego przyrządzenie. Ale jak spróbowałem szpinaku, który przyrządziła moja ciotka to od razu poprosiłem ją o przepis i przez długi czas w**********m głównie to nieszczęsne zielsko, przyrządzone właśnie w ten sposób i uzupełniane jakimiś dodatkami bo tak mi zasmakował. Robiłem to tak długo aż mi się trochę nie znudziło, ale od tamtego czasu już nie unikam szpinaku jak ognia i chętnie próbuję go w każdej formie jakiej tylko mogę. xD
I tak samo będzie z książkami. Jeśli kogoś interesuje Sci-fi to trzeba pozwolić mu na czytanie książek o tej tematyce. Najgorszym co można zrobić to powiedzieć mu, że jest debilem skoro go takie bzdury interesują i kazać mu przeczytać coś co nam się podobało, "bo lepsze" ale kompletnie nie leży w jego zainteresowaniach. Taki człowiek co najwyżej pomyśli sobie, że może książki po prostu nie są dla niego i odpuści całkiem.
@dza89 Ja być może w szkole popełniłem ten błąd, że lektury traktowałem zadaniow, jako coś, co muszę przeczytać i zaliczyć z tego kartkówkę i napisać wypracowanie na temat związany z daną książką. Nie widziałem w tym żadnej przyjemności, do tego stopnia, że wzbraniałem się od innych, ciekawszych książek. Jedyne co czytałem w szkole oprócz lektur i szkolnych podręczników to komiksy. Tych pochłonąłem naprawdę dużo. Do książek miałem bardzo duże uprzedzenia po kontakcie z lekturami i omawianiem ich na lekcjach. Podobnie miałem z … teatrem. Szkolne wyjście do teatru, przed którym oznajmiono nam, że będziemy musieli napisać z tego wypracowanie, nie miało nic wspólnego z przyjemnością. Jedyne na czym się skupiałem, jako dzieciak, było to, żeby zapamiętać jak najwięcej detali do wypracowania. Być może to była moja wina, bo trakrowałem szkołę bardzo zadaniowo i poważnie : jak było coś do zrobienia na ocenę, to zabawa nie wchodziła w grę. I z tym, aż do końca szkoły średniej, utożsamiałem sobie książki i teatr. Dopiero jak zacząłem robić czytać i chodzić do teatru dla przyjemności, bez garba w postaci napisania rozprawki na temat poruszany w sztuce, jest to przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem. Jestem ciekaw ile osób przez taki a nie inny system edukacji jest przez całe życie na bakier z kulturą i sztuką.
powinni dać możliwość wyboru, zasada "wybieraj co chcesz" raczej nie będzie miała zastosowania ale mogliby chociaż dać X książek i uczniowie mogliby wybrać którąkolwiek z tych podanych
@pzch Oczywiście. Albo pokazać różne książki, różne gatunki. Przeczytałem wszystkie lektury, które były omawiane, a nie pamiętam żadnej książki sf, fantasy czy dobrego kryminału (zbrodnia i kara była blisko).
@wy nie wiem kiedy chodziłeś do szkoły, ale w gimnazjum 10 lat temu mieliśmy w liście lekturę nieobowiązkowych fantasy i czytaliśmy opowiadania w świecie Wiedźmina :D także zależy od nauczycieli
@pzch Tylko warto brać pod uwagę, że w starszych klasach podstawówki i szkole średniej nie chodzi w żaden sposób o promowanie czytelnictwa, a o naukę historii literatury.
Czytając wiersz Mickiewicza, nikt się nie dowie, jak wyglądała poezja Kochanowskiego, czytając jakiś epos nikt się nie dowie, jak wyglądała pozytywistyczna powieść itd.
Także zaproponowany system jest chyba nie do zrealizowania w rzeczywistości. Jeśli przyjmiemy zasadę "z całego kanonu (czyli z całego zakresu czasowego) masz wybrać sobie 5 książek", to uczniowie będą mieli braki, ponieważ jeden przeczyta tylko pozytywistyczne powieści, bo je lubi, a drugi tylko barokowe sonety, bo lubi poezję, i nie będą mieli pojęcia o niczym innym. Jeszcze pół biedy, jakby w obrębie całej klasy został przyswojony cały kanon i można by było rozmawiać o danych utworach korzystając z doświadczeń tych kilku osób, które je znają i mogą przybliżyć innym. Ale to jest marzenie ściętej głowy.
Jak przyjmiemy system "musisz wybrać sobie po jednej lekturze z każdej epoki", to nie będzie jak tego omówić na lekcji, bo na zajęcia o poezji barokowej kilku uczniów w klasie przeczyta sonety Sępa-Sarzyńskiego, kilku Sebastiana Grabowieckiego, kilku Jana Andrzeja Morsztyna, ktoś może się nawet dogrzebie do żołnierskich utworów Zbigniewa Morsztyna, a ktoś może wybierze sobie poezję dworską Naborowskiego i które z nich miałby omawiać nauczyciel?
Już pomijając fakt, że uczniowie ze względu na zwykłą niewiedzę mogą wybrać akurat taki utwór, który w twórczości danego autora był ewenementem i nie za bardzo odzwierciedlał jego typową tematykę czy sposób wyrazu. I wtedy ktoś poświęci czas na przeczytanie czegoś, czego nawet nie będzie sensu omawiać.
@myszpolska wiem że to byłoby ciężkie do zrobienia a przy obecnym systemie szkolnictwa niemożliwe, tylko że obecnie i tak niewielki procent uczniów w danej klasie czyta wszystko to co powinien, w najlepszym wypadku oglądają i czytają streszczenia. Więc nie mają niepotrzebnej wiedzy w głowie i jednocześnie są zniechęceni do czytania
@myszpolska Rozumiem cię i sposób w jaki to działa. Ale do cholery ciężkiej, jak polonistka każe przeczytać Lalkę w wakacje, bo nie ma opcji według niej żebyśmy się z tym wyrobili w ciągu roku szkolnego to coś tu jest nie halo. Ja dużo czytam, a w liceum byłam w stanie co drugą lekturę, a i to zazwyczaj nie do końca. Moim zdaniem powinni kazać przeczytać kilka rozdziałów i tyle
Jedna z ciezszych lektur, jaka czytalam w polskiej szkole, to byli Krzyzacy. Drugi tom przemeczylam w jedna niedziele. To byla chyba druga klasa gimnazjum. W niemieckiej szkole, chyba w 12 klasie, jakos krotko przed matura, mielismy lekture, ktora miala... 36 stron. Lektura na jedno popoludnie, a ludzie nie byli w stanie tego ogarnac. Tyle stron to mialy ksiazki w pierwszych klasach podstawowki. Jakby im dac Krzyzakow albo jakis inny polski klasyk do przeczytania, to by sie chyba pochlastali...
@ludzki-miod powoli jakieś zmiany są. Mój młodszy brat w podstawówce miał "Felix, Net i Nika"- moim i brata zdaniem fajna książka :D ale to się dzieje tak powoli...
@anonimowa-dziewucha Teraz w podstawówce jest trochę lepiej, jest pierwszy tom Narnii, pierwszy tom Baśnioboru, Hobbit i wspomniany przez @livanir Felix, Net i Nika
Również uważam że Ania była spoko. Za to za zrobienie lektury z Nad Niemnem ktoś powinien zostać wykastrowany z kariery i prawa do decydowania o losach ludzi.
Osobiście uważam, że nie ma bardziej odklejonych od rzeczywistości (w teorii zdrowych psychicznie) ludzi, niż ci, ustalający kanon lektor.
Myślę, że dosłownie przypadkowe zmiany na chybił trafił przyniosły by mniej szkody, niż ich skrajna niekompetencja i niezdolność zrozumienia ludzkiej natury.
Lektury szkolne czytałam aż do liceum. Do momentu Pana Tadeusza, gdzie dostałam znacznie gorszą ocenę od kolegów którzy przeczytali streszczenie szczegółowe, bo miałam czelność zapomnieć ważnego fragmentu opisującego piękno krajobrazu. Wtedy stwierdziłam, że p******e, bo i tak będą mnie pytać o takie pierdoły a nie o to, czy faktycznie czytałam czy nie, zarówno na lekcji jak i na maturze.
edytowano: 2 lata temuNie wiem, czemu ludzie się tak czepiają tego Nad Niemnem xD. Szczególnie że to po prostu opowiadanie bajek - obecnie nie ma tej książki na liście lektur obowiązkowych nawet na poziomie rozszerzonym. Na liście na egzamin w formule 2015 było, ale tylko jako lektura uzupełniająca, zatem jedynie od nauczyciela zależało, czy spośród prawie 40 pozycji wybierze dla swoich uczniów akurat tę. Moja polonistka (a to była cięta baba) tę książkę wybrała, ale jedyne co robiliśmy, to przeczytaliśmy fragmenty mieszczące się na dwóch stronach w podręczniku oraz obejrzeliśmy serial, który treść książki odwzorowuje dość wiernie. Większość narzekania wokół tej książki to, jak przypuszczam, tylko powtarzanie obiegowych opinii bez samodzielnego zbadania sprawy. Ja po Nad Niemnem sięgnęłam (bez żadnych uprzedzeń, nie zdając sobie sprawy z tego całego czarnego PR-u) z własnej woli gdzieś w późnej podstawówce czy w gimnazjum, powolutku przeczytałam całość i bardzo mi się podobało.
edytowano: 2 lata temuAnia z Zielonego Wzgórza to fajna książka. Inna sprawa, że adaptacja Netflixa jest do bani, a sama książka ma błędy w tłumaczeniu.
Akurat lubię Anie z, zielonego wzgórza, mimo, że jestem piwniczak, a to książka dla bab ;)
@worfik Przeczytałem, z własnej woli, nie tylko Anię, a wszystkie książki z serii. Pozdrawiam z piwnicy!
Ja liceum wszystkie lektury zaczynałem czytać, acz w całości przeczytałem tylko dwie; ,Zbrodnię i Karę" oraz ,,Lalkę"; bo to są dobre książki. Reszta się po prostu do czytania nie nadawała, więc je przeleciałem na streszczeniach, . Cierpienia Wertera przerwałem w połowie pierwszej strony, podobnie panny z wilka. Pana Tadeusza przeczytałem chyba tylko jedną księgę. I, szczerze, niczego nie żałuje; czytałem i nadal czytam o wiele ciekawsze książki; ostatnio głównie literaturę faktu. Z kolei po liceum mam odrazę do poezji.
@wlascicielkota Czytałam w szkole i poza nią wszystko co się dało, ale te romantyczne pitolenia Mickiewicza, Słowackiego, to była droga przez mękę. A "Cierpienia młodego Wertera" to pamiętam, że rzucałam po pokoju bo każda strona była moim cierpieniem.
@ka-zet A i odpowiedź na pytanie jak zachęcić młodych do czytania brzmi: samemu czytając. Dzieciaki naśladują rodziców i jak ich widzą non stop z telefonem w łapie albo pilotem, to nie ma co liczyć że rodzice ich zobaczą z książką.
@ka-zet Niestety to co jest przedstawiane w szkole to jakaś skarlała wersja romantyzmu. Ja z serduszka polecam się zainteresować nurtem zwanym "czarny romantyzm". "Maria" Antoniego Malczewskiego to było dla mnie objawienie po tym bogoojczyźnianym pitoleniu ze szkoły. Ciekawy jest też "Zamek kaniowski" Seweryna Goszczyńskiego, ale to jest już trudniejsze w odbiorze, przynajmniej moim zdaniem. Świetny klimat mają także niektóre ballady Mickiewicza. "Romantyczność" to nuda, ale "Świteź", "Świtezianka", "Rybka" są pryma sort, "Pani Twardowska" ma zabawną puentę, no ewentualnie może być też "To lubię", ale żeby zrozumieć charakter tego utworu, trzeba sobie zdawać sprawę, że to taka szydera z salonowych opowieści o duchach mających straszyć nadobne panienki.
o, to ja
edytowano: 2 lata temuOrzeszkowa i Montgomery przynajmniej nie gwałciły małych dzieci (i nie ukrywały tych, którzy to robili)
Jak zachęcić młodych do czytania książek? To baaaardzo proste, a odpowiedź dosłownie jest w pytaniu czego DEBILE ustanawiający sztywny kanon lektur szkolnych nie potrafią albo raczej nie chcą zauważyć - Mianowicie należy ZACHĘCAĆ. A nie ZMUSZAĆ. Pod groźbą jedynki albo innej śmiesznej ocenki, która gówno znaczy i niczego nam nie mówi, ale której boimy od samego początku naszej przygody ze szkołą, bo dosłownie uczy się nas, że są one ważne i od nich zależy nasza przyszłość. Ja czytać książki na poważnie zacząłem jakoś od 4 klasy podstawówki, kiedy w końcu wykrzesałem z siebie chęci aby sięgnąć do takiej, która faktycznie mnie zaciekawiła. I właśnie to między innymi sprawiło, że czytanie po prostu polubiłem. Nie stałem się jakimś fanatykiem książki, ale polubiłem je na tyle, że wypożyczałem je na potęgę. W ostatniej klasie podstawówki, dwóch klasach gimnazjum, oraz wszystkich klasach szkoły średniej co roku byłem na podium w rankingu wypożyczonych książek na osobę w całej szkole a trzy albo cztery razy zająłem pierwsze miejsce. I tego jednego dnia oczywiście dostawałem gratulację od nauczycieli języka Polskiego, jaki to ze mnie wspaniały i pilny czytelnik, że klasa to powinna brać ze mnie przykład, a dyrekcja wprost mówiła, że nasza trójeczka to przykładem dla całej szkoły jest i wszyscy powinni czytać tyle co my... Oczywiście tylko nasza trójeczka, bo czwarte miejsce to już nie. Czwarte miejsce wypożyczyło o 2 książki mniej od trzeciego, więc najwyraźniej uczeń ten był zbyt leniwy i niech się postara za rok. Co zabawne (Znaczy teraz mnie to bawi z perspektywy czasu. W rzeczywistości było to żałosne i dewastujące dla dzieciaka, którym byłem. Została na mnie zadra po tym i na pewno w jakiś sposób wpłynęło to na mój stan psychiczny nawet jeśli teraz tego wpływu nie dostrzegam) - Jakimś dziwnym trafem nauczyciele języka polskiego nigdy nie chwalili mnie za to, że czytam w ogóle cokolwiek. Ba, jak raz baba w gimnazjum zauważyła, że okładka w książce którą czytałem miała rysunkową postać i była kolorowa to dosłownie próbowała mnie ośmieszać z tego powodu na kilku lekcjach, gdyż dla niej to był komiks (Bo książka musi być przecież nudna i szara) i najwyraźniej nawet własnym oczom nie wierzyła, bo twierdziła usilnie że to komiks mimo iż przekartkowałem jej całą książkę przed oczami pokazując, że obrazków było tam może z pięć na cały tom. No nie ukrywam, że bolało mnie to, bo wyrażała się z ogromną pogardą o komiksach oraz ich czytelnikach. A skoro uznała, że czytam komiks to siłą rzeczy musiała mówić też o mnie. Zawsze dostawałem jedynie z***y o to, że nie czytam lektur szkolnych i krzykiem oraz nierzadko w agresywny sposób próbowano mi wmawiać, że jestem po prostu leniem śmierdzącym, któremu nie chce się czytać w ogóle. Ale potem przychodził ten śmieszny, końcowy apel szkolny na którym okazywało się, że jestem jednym z tych, którzy czytają najwięcej i tego jednego dnia już nie byłem gnuśnym śmieciem. Tego dnia byłem wzorem cnót i pupilkiem polonisty. A potem przychodził kolejny rok szkolny, ci sami nauczyciele i ta sama śpiewka aż do następnego apelu na koniec klasy, gdzie znowu byłem przykładnym czytelnikiem i tak do końca szkoły.
@martin-cieslak Wcześniej czytałem tylko komiksy, bo poznałem je sam od tej dobrej strony. W przeciwieństwie do książek, które jesteśmy zmuszeni czytać już w pierwszej klasie podstawówki a czasem nawet zerówkach. I oczywiście nie są to książki które są interesujące, ciekawe i zajmujące dla dla nas tylko są to książki z klucza, który narzucili jakieś p***by mające na celu najwyraźniej zabić w dzieciakach miłość do książek zanim ta w ogóle jeszcze się narodziła. Nie twierdzę, że lektury szkolne nie interesują zupełnie nikogo, bo to kwestia gustu a gust jest jak dupa i każdy ma własną. Ale trzeba być nadzwyczajnie naiwnym albo mieć w sobie bardzo dużo złej woli aby oczekiwać, że ktokolwiek zacznie czytać książki po tym jak zmusimy go do pochłonięcia jakiejś żałosnej papki, która go zmęczy, wyssie całą energię a po skończeniu zostawi go jedynie z dwoma uczuciami. Poczuciem ulgi, że już koniec tej męczarni. Oraz smutkiem o to, że zmarnowało się tyle czasu, który można było przeznaczyć na COKOLWIEK INNEGO. A do tego te śmieszne opracowania które polegały na tym abyś powiedział co i dlaczego ci się w nich podobało. I NIE! NIE MOGŁEŚ POWIEDZIEĆ, ŻE CI SIĘ NIE PODOBAŁY BO NIE TAKIE BYŁO PYTANIE! SZKOŁA NIE JEST OD TEGO ABY SIĘ ROZWIJAĆ TYLKO ABYŚ ODPOWIEDZIAŁ NA TENDENCYJNE PYTANIE W TAKI SPOSÓB W JAKI PRZEWIDUJE TO ZATWIERDZONY KLUCZ ODPOWIEDZI! A jeśli nie potrafiłeś znaleźć niczego co ci się tam podobało to sprawa prosta - Nie czytałeś i koniec dyskusji. Dlaczego? Ponieważ bo tak. Nie mądrkuj się głupi uczniu, nie miej własnego zdania. Słuchaj, notuj i najlepiej zamknij mordę, bo twój nauczyciel jest tak mądry i wspaniały, że nie potrafi się skupić na swojej lekcji kiedy nie siedzisz wyprostowany i nie notujesz jak maszyna tego co mówi.
To jest niesamowite jak bardzo złe książki zawsze trafiały do kanonu lektur. Człowiek siadał do jednej, drugiej, trzeciej i tylko rodził w sobie przekonanie ze albo czytanie jest tak chvjowe albo ze to nie dla mnie. Później trafił na jakaś faktycznie wartościowa książkę i był normalnie mindfuck ze jak to? Czytanie może być fajne? Co jest?
@kamilsawicki Kanon lektur szkolnych zawierał (teraz nie wiem, jak jest, więc się odnoszę do znanej mi sytuacji sprzed kilku lat) pozycje świetne, a czasem nawet wybitne, tylko jakoś tak głupio ustawione, że człowiek jeszcze jest za mało dojrzały, żeby je docenić w momencie, gdy musi je czytać.
Lektury szkolne mają kształcić, a nie zachęcać do czytania. Książki, tak jak każde media, mogą ogłupiać, albo nic nie wnosić. Zadaniem
@carogna Przeczytałem wszystkie. Żadnej nie pamiętam. Nie czuję się wykształcony w ogóle. I żadna z nich mi się nie przydała. Za to dobrze pamiętam fragmenty z rożnych książek, które czytałem dla frajdy, czy nawet całe cytaty.
@carogna te książki miały zachęcić do czytania, które rozwija, oraz pokazać nam jak wyglądało kiedyś życie, jak człowieka może zmienić jedna rzecz, jak on cierpi itd. a To spokojnie można by zrobić puszczając dzieciakom przedstawienie teatralne(u mnie tak zrobiono z Balladyną) albo angażując chętnych do tłumaczenia książki lub odgrywania (nauczycielka zrobiła nam rąk z dziadkami część 3)
@livanir Zachęcać do czytania mogą co najwyżej lektury w początkowych latach podstawówki. Potem, szczególnie w szkole średniej, mają służyć do nauki historii literatury.
@carogna Gówno prawda. To tylko i wyłącznie przekrój najpopularniejszych (lub uznanych za takie przez ministerstwo) dzieł literackich z danej epoki, do tego głównie rodzimych, bo zagranicznych aż tak wiele nie ma. Te książki mają pokazać dziecku jaki był w danym czasie styl pisania, jaką była tematyka poruszana a nie kształcić przez swoją treść.
Uwielbiam czytać książki, apka pokazuje że średnio poświęcam na to 20h tygodniowo, a za czasów szkolnych pewnie z 2-3razy tyle. O ile w podstawówce nie opuściłam żadnej lektury to dla porównania w liceum przeczytałam 1! (Mistrza i Małgorzatę) Resztę leciałam z opracowań i mniej zabójczych fragmentów, a w rankingu miałam więcej przeczytanych książek niż jedna z klas xD
A po co mieliby do tego zachęcać? Żeby ludzie byli mądrzejsi? Wtedy przestaliby na nich głosować
"Za moich czasów" (matura 2002) trzy czwarte lektur to było wałkowanie naszej martyrologii, raz pośrednio ("ku pokrzepieniu serc"), a raz bezpośrednio. Kanon światowy po łebkach i tylko fragmenty. Krytyka totalitaryzmu (i tak dobrze) tylko z naszej perspektywy, np. Orwell pozostał nietknięty. I kompletnie popieprzona polonistka, która naszego kolegę (laureata konkursu polonistycznego w podstawówce) gnoiła przez cztery lata aż wpędziła go w chorobę.
Lata temu kanał Strefa Czytacza zrobił fajny filmik o tym, jak antypromuje się czytelnictwo. Na tamten moment z funduszu promocji czytelnictwa nie przyznano dotacji pyrkonowi, za to gruby hajs dostał festiwal poezji Czesława Miłosza i jakies targi literatury katolickiej.
edytowano: 2 lata temuNic tak nie zniechęciło mnie do czytania jak szkolne lektury. W czasach szkolnych po prostu nienawidziłem książek. Powodów było kilka : słabej jakości, nudne czytadła, kartkówki z przeczytanych książek, gdzie nawet po przeczytaniu książki po prostu nie pamiętałem pewnych szczegółów i późniejsze omawianie i szukanie ch**a w śmietniku w tej książce. Dopiero po szkole średniej zobaczyłem, że książki mogą być naprawdę ciekwe, wciągające i, że nie mają nic wspólnego z „dziełami” które były na siłę nam wciskane do głowy. Jak w szkole nienawidziłem czytać, tak teraz nie wyobrażam sobie miesiąca bez przeczytanej książki. Jest wielkie zdziwienie, że czytelnictwo leży i kwiczy w Polsce. No i będzie leżało i kwiczało dopóki, dopóty nie zmienią się marne książki wciskane na siłę w szkole.
@wy miałem to samo ale się dopiero na studiach się ocknąłem że może być ciekawa i wciągająca książka
@wy Ja rozumiem, że dziedzictwo, że kultura i wielkość … ale mam wrzenie że większość z tych książek każą nam czytać bo te stare baby (m.im. Ci co układają program nauczania) nie chcą ruszyć dupy i zaznajomić się z czymś co pociągnie młodzież i zamiast tego jadą na materiale wpojonym na studiach 30 lat temu … na maturze zrobiłem temat wpływ wojny na psychikę i oparłem to na wojnie w Wietnamie bo nikt tego nie zna. Dorzuciłem jedną cieniutką książkę nawiązującą do cierpień Polaków i nic o niej nie powiedziałem była tylko w bibliografii - równie dobrze mógłbym nic nie powiedzieć bo pytania były tylko z tematu książki o której nie powiedziałem ani słowa … obecnie czytam dla rozrywki dwie książki miesięcznie do snu na czill.
@wy Mam wrażenie, że niektórzy z ciekawością (i miłością) do książek się niejako rodzą, inni muszą tę miłość odnaleźć. Jako dziecko nauczyłam się jako-tako czytać bardzo wcześnie i w momencie jak tylko posiadłam "tajemną wiedze tych dziwnych szlaczków" byłam nią tak zachłyśnięta, że książki (i w ogóle wszystko, co było w jakiś sposób napisane) wręcz sama wyrywałam z ręki. Zaczęło się typowo od czytania bajek (powolutku, na głos, składając literki) ale sama też szukałam nowych doznań - czytałam choćby podręczniki szkolne starszego brata (szczególnie z historii), słowniki obcojęzyczne, wszystkie Światy Wiedzy, naciągałam matkę w antykwariacie na encyklopedie dla dzieci, w bibliotece szkolnej byłam stałym gościem i pamiętam jak dzisiaj błaganie matki, żeby dała mi jeszcze posiedzieć, bo "jeszcze tylko jeden rozdział" (i tak 3 razy). Wątpię, że "wyniosłam to z domu", bo rodzice raczej nie czytali (ojciec podobno dużo czytał ale w okresie, kiedy sam chodził do szkoły, no i wątpię, że to genetyczne). Tak się zastanawiam z czego to wynika - sądzę, że większość miała jakiekolwiek książki za dziecka, które czytali (albo np. komiksy), jednak nadal niektórym to nie wystarczyło i lektury szkolne były w stanie zabić jakąkolwiek chęć, zanim ta się nawet w pełni rozwinęła/zanim czytający chciał sam z siebie poszukać czegoś nowego w bibliotece.
edytowano: 2 lata temu@dza89 Nie powiedziałbym, że się człowiek rodzi z miłością do książek. Raczej po prostu książki lubi się wtedy kiedy ma się do nich dostęp oraz pozwala się człowiekowi samemu je odkrywać. I to takie, które go faktycznie ciekawią a nie poprzez narzucanie jakichś konkretnych. Co najwyżej można mu je obrzydzić poprzez na przykład zmuszanie go do czytania tych, które kompletnie mu nie leżą. Tak samo jest na przykład z jedzeniem, grami, filmami, czymkolwiek w sumie. Są ludzie, którzy twierdzą, że brzydzi ich szpinak. I oczywiście pewna część po prostu nie trawi szpinaku niezależnie od formy i na to się nic nie poradzi. Ale inna część uważa, że szpinak ich brzydzi gdyż znają go tylko i wyłącznie z jednego przepisu. Wystarczy przyrządzić go trochę inaczej i okazuje się nagle, że w sumie to całkiem im smakuje. Jest to przykład wzięty z mojego życia, całe życie myślałem, że szpinaku nie znoszę, bo znałem tylko jeden sposób na jego przyrządzenie. Ale jak spróbowałem szpinaku, który przyrządziła moja ciotka to od razu poprosiłem ją o przepis i przez długi czas w**********m głównie to nieszczęsne zielsko, przyrządzone właśnie w ten sposób i uzupełniane jakimiś dodatkami bo tak mi zasmakował. Robiłem to tak długo aż mi się trochę nie znudziło, ale od tamtego czasu już nie unikam szpinaku jak ognia i chętnie próbuję go w każdej formie jakiej tylko mogę. xD I tak samo będzie z książkami. Jeśli kogoś interesuje Sci-fi to trzeba pozwolić mu na czytanie książek o tej tematyce. Najgorszym co można zrobić to powiedzieć mu, że jest debilem skoro go takie bzdury interesują i kazać mu przeczytać coś co nam się podobało, "bo lepsze" ale kompletnie nie leży w jego zainteresowaniach. Taki człowiek co najwyżej pomyśli sobie, że może książki po prostu nie są dla niego i odpuści całkiem.
@dza89 Ja być może w szkole popełniłem ten błąd, że lektury traktowałem zadaniow, jako coś, co muszę przeczytać i zaliczyć z tego kartkówkę i napisać wypracowanie na temat związany z daną książką. Nie widziałem w tym żadnej przyjemności, do tego stopnia, że wzbraniałem się od innych, ciekawszych książek. Jedyne co czytałem w szkole oprócz lektur i szkolnych podręczników to komiksy. Tych pochłonąłem naprawdę dużo. Do książek miałem bardzo duże uprzedzenia po kontakcie z lekturami i omawianiem ich na lekcjach. Podobnie miałem z … teatrem. Szkolne wyjście do teatru, przed którym oznajmiono nam, że będziemy musieli napisać z tego wypracowanie, nie miało nic wspólnego z przyjemnością. Jedyne na czym się skupiałem, jako dzieciak, było to, żeby zapamiętać jak najwięcej detali do wypracowania. Być może to była moja wina, bo trakrowałem szkołę bardzo zadaniowo i poważnie : jak było coś do zrobienia na ocenę, to zabawa nie wchodziła w grę. I z tym, aż do końca szkoły średniej, utożsamiałem sobie książki i teatr. Dopiero jak zacząłem robić czytać i chodzić do teatru dla przyjemności, bez garba w postaci napisania rozprawki na temat poruszany w sztuce, jest to przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem. Jestem ciekaw ile osób przez taki a nie inny system edukacji jest przez całe życie na bakier z kulturą i sztuką.
powinni dać możliwość wyboru, zasada "wybieraj co chcesz" raczej nie będzie miała zastosowania ale mogliby chociaż dać X książek i uczniowie mogliby wybrać którąkolwiek z tych podanych
@pzch Oczywiście. Albo pokazać różne książki, różne gatunki. Przeczytałem wszystkie lektury, które były omawiane, a nie pamiętam żadnej książki sf, fantasy czy dobrego kryminału (zbrodnia i kara była blisko).
@wy nie wiem kiedy chodziłeś do szkoły, ale w gimnazjum 10 lat temu mieliśmy w liście lekturę nieobowiązkowych fantasy i czytaliśmy opowiadania w świecie Wiedźmina :D także zależy od nauczycieli
@livanir no nauczyciel decyduje co czytać, ale mi właśnie chodziło o to żeby dać wybór uczniom
@pzch Tylko warto brać pod uwagę, że w starszych klasach podstawówki i szkole średniej nie chodzi w żaden sposób o promowanie czytelnictwa, a o naukę historii literatury. Czytając wiersz Mickiewicza, nikt się nie dowie, jak wyglądała poezja Kochanowskiego, czytając jakiś epos nikt się nie dowie, jak wyglądała pozytywistyczna powieść itd. Także zaproponowany system jest chyba nie do zrealizowania w rzeczywistości. Jeśli przyjmiemy zasadę "z całego kanonu (czyli z całego zakresu czasowego) masz wybrać sobie 5 książek", to uczniowie będą mieli braki, ponieważ jeden przeczyta tylko pozytywistyczne powieści, bo je lubi, a drugi tylko barokowe sonety, bo lubi poezję, i nie będą mieli pojęcia o niczym innym. Jeszcze pół biedy, jakby w obrębie całej klasy został przyswojony cały kanon i można by było rozmawiać o danych utworach korzystając z doświadczeń tych kilku osób, które je znają i mogą przybliżyć innym. Ale to jest marzenie ściętej głowy. Jak przyjmiemy system "musisz wybrać sobie po jednej lekturze z każdej epoki", to nie będzie jak tego omówić na lekcji, bo na zajęcia o poezji barokowej kilku uczniów w klasie przeczyta sonety Sępa-Sarzyńskiego, kilku Sebastiana Grabowieckiego, kilku Jana Andrzeja Morsztyna, ktoś może się nawet dogrzebie do żołnierskich utworów Zbigniewa Morsztyna, a ktoś może wybierze sobie poezję dworską Naborowskiego i które z nich miałby omawiać nauczyciel? Już pomijając fakt, że uczniowie ze względu na zwykłą niewiedzę mogą wybrać akurat taki utwór, który w twórczości danego autora był ewenementem i nie za bardzo odzwierciedlał jego typową tematykę czy sposób wyrazu. I wtedy ktoś poświęci czas na przeczytanie czegoś, czego nawet nie będzie sensu omawiać.
@myszpolska wiem że to byłoby ciężkie do zrobienia a przy obecnym systemie szkolnictwa niemożliwe, tylko że obecnie i tak niewielki procent uczniów w danej klasie czyta wszystko to co powinien, w najlepszym wypadku oglądają i czytają streszczenia. Więc nie mają niepotrzebnej wiedzy w głowie i jednocześnie są zniechęceni do czytania
@myszpolska Rozumiem cię i sposób w jaki to działa. Ale do cholery ciężkiej, jak polonistka każe przeczytać Lalkę w wakacje, bo nie ma opcji według niej żebyśmy się z tym wyrobili w ciągu roku szkolnego to coś tu jest nie halo. Ja dużo czytam, a w liceum byłam w stanie co drugą lekturę, a i to zazwyczaj nie do końca. Moim zdaniem powinni kazać przeczytać kilka rozdziałów i tyle
Jedna z ciezszych lektur, jaka czytalam w polskiej szkole, to byli Krzyzacy. Drugi tom przemeczylam w jedna niedziele. To byla chyba druga klasa gimnazjum. W niemieckiej szkole, chyba w 12 klasie, jakos krotko przed matura, mielismy lekture, ktora miala... 36 stron. Lektura na jedno popoludnie, a ludzie nie byli w stanie tego ogarnac. Tyle stron to mialy ksiazki w pierwszych klasach podstawowki. Jakby im dac Krzyzakow albo jakis inny polski klasyk do przeczytania, to by sie chyba pochlastali...
Dlaczego jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, żeby "Harrego Pottera" albo "Władcę Pierścieni" umieścić w szkolnych lekturach?
@ludzki-miod z tym rządem? XD
@ludzki-miod Bo hari potta to czarodzieje i satanisty som
@mungominecraft To w wersji dla prawicy... wersja dla lewicy to: książka promuje uprzedzenia rasowe i transfobię
@zdzichu124 I antysemizm
@ludzki-miod Ja miałam Kamień Filozoficzny jako lekturę w podstawówce, ale to było lata temu. Teraz by to nie przeszło xD.
@ludzki-miod hobbit i fragmenty władcy pierścieni są w ramach programowych ale to kwestia nauczyciela czy podejmie rękawice
@ludzki-miod w moim LO mielismy Hobbita
@rivabear u nas na hobbita nie starczyło czasu :) przypadkiem była to ostatnia lektura przed wakacjami :)
@ludzki-miod powoli jakieś zmiany są. Mój młodszy brat w podstawówce miał "Felix, Net i Nika"- moim i brata zdaniem fajna książka :D ale to się dzieje tak powoli...
@anonimowa-dziewucha Teraz w podstawówce jest trochę lepiej, jest pierwszy tom Narnii, pierwszy tom Baśnioboru, Hobbit i wspomniany przez @livanir Felix, Net i Nika
Ania była jeszcze spoko, ale to co było w liceum to była c*****a
Również uważam że Ania była spoko. Za to za zrobienie lektury z Nad Niemnem ktoś powinien zostać wykastrowany z kariery i prawa do decydowania o losach ludzi. Osobiście uważam, że nie ma bardziej odklejonych od rzeczywistości (w teorii zdrowych psychicznie) ludzi, niż ci, ustalający kanon lektor. Myślę, że dosłownie przypadkowe zmiany na chybił trafił przyniosły by mniej szkody, niż ich skrajna niekompetencja i niezdolność zrozumienia ludzkiej natury.