
W centrum sporu znalazł się sposób, w jaki nagranie opuściło system sklepowego monitoringu. Z ustaleń wynika, że to jeden z pracowników sklepu miał poprosić ochroniarza o przekazanie filmu, który później trafił do lokalnego dziennikarza i został opublikowany w mediach społecznościowych. W efekcie wywołał on falę hejtu skierowaną wobec prezydentki Gdańska, co, jak utrzymuje, wpłynęło na jej życie prywatne i zawodowe.
Sprawa objęła nie tylko właściciela sieci handlowej, ale również firmę ochroniarską odpowiedzialną za monitoring. Świadkowie zeznali, że dostęp do materiałów z kamer powinien być ściśle kontrolowany i możliwy wyłącznie w uzasadnionych przypadkach, np. na wniosek policji. Tymczasem w tym przypadku nagranie trafiło do osób nieuprawnionych. Dziennik Bałtycki przypomina, że nawet przy rozbudowanym systemie monitoringu istnieje możliwość, by pracownik znający jego układ mógł działać poza zasięgiem kamer lub kopiować nagrania bez wiedzy przełożonych.
Kolejna rozprawa odbędzie się 31 października. Sąd będzie musiał rozstrzygnąć, kto ponosi odpowiedzialność za ujawnienie nagrania i czy doszło do naruszenia dóbr osobistych prezydentki Gdańska.